-Rozdział 3-
T
|
ydzień minął z
prędkością huraganu. Eilen przygotowywała się do podróży z Nigelusem po różdżkę.
Mieli wyruszyć do samej stolicy. Dziewczyna była oniemiała, gdy mag oświadczył
jej, że zacznie uczyć jej Mistrzostwa od razu. Nauki teoretyczne sprawiały jej
nie lada trud. Czarodzieje dzielili się na trzy kasty, czyli Mistrzostwa:
Gestu, Słowa, Myśli. Ci ostatni władali taką magią jakiej mistrzom gestów się
nie śniło.
*
Księżyc schował się za
ciemnymi obłokami chmur. Srebrne gwiazdy, mając kaprys zakamuflowały się za
dużą chmurę. Było ich cztery - Anabell, Sytyra, Hoha, Barnaba. Sprawowały
władzę nad niebem od wieków.
Nigelus i Eilen
spokojnie dotarli na dużą polanę i rozłożyli obóz. Czarodziej nałożył prowizoryczne
osłony na nieproszonych gości, i zapaliwszy ognisko udał się na spoczynek.
Eilen zaś patrzyła w ogień i miała baczenie na wszystko dookoła obozu. Czary
działały na wszystko, prócz srebra. Wystarczyło, że ktoś w zbroi znajdzie się w
pobliżu magii, a zaklęcia traciły na swych gusłach.
Pachniało świeżymi
narcyzami i lawendą. Świerszcze cichutko grały w zaroślach i gdyby nie to, że
dziewczyna była pod wpływem napoju energetycznego z lubością położyłaby się i
zasnęła upojona nietuzinkowym powietrzem.
Znajdowali się blisko
stolicy. Halenshire mieścił się zaledwie milę stąd. Ale bramy zamknięte zostały
o północy. Do świtu stolica będzie zamknięta. Dziewczyna zastanawiała się nad czarodziejami.
Teraz nie będzie jak
kiedyś. Żyła całe szesnaście lat jako człowiek. Było jej trudno, a teraz może
ludzie zaczną czuć do niej respekt. Dziewczyna wyciągnęła przed siebie dłonie,
by je ogrzać.
Nigelus miał wziąć ją
na nauki. W Dalruan, a raczej za jego granicami znajdowała się Strefa Pałacowa.
Eilen poczuła ukłucie w sercu, które zaczęło ściskać ją od środka. Jest tak
blisko swojej matki. Czy ona kiedykolwiek się nią interesowała? Czy myśli o
niej? O babce?
Podłożyła do ogniska.
Słyszała jak Nigelus charkota. Nigdy, by nie pomyślała, że będzie tak zżyta z
czarodziejem. Starzec miał dla niej nieskończone pokłady cierpliwości.
Odpowiadał na każde jej pytania. Był mentorem jej mrzonek
Eilen podniosła się z
wygodnego posłania i przemyła twarz w strumieniu opodal. Powieki same się jej
zamykały, chociaż nie czuła zmęczenia.
Słyszała szum wody,
wiatru i spadających liści. Słyszała... kroki. Ludzkie. Wpierw pomyślała, że to
Nigelus, ale ten smacznie chrapał w namiocie pod rozłożystym dębem.
Spojrzała w niebo na
tarczę osłonną. Ta powoli zanikała, pozostawiając po sobie okruchy szkarłatnego
pyłu. Dziewczyna ruszyła do obozu. Gałązki malin i róż wpijały się jej w nogi.
Wbiegła na polanę.
Zaczęła mocno szturchać Nigelusa, gdy wygon zaszyły srebrzące się strzały.
Jedna za drugą wpadały to w ziemię, to w ognisko.
- Najemnicy! - wychapał
Nigelus. Wyszedł z namiotu. - W imieniu Rady Czarodziejów Granitewoodu nakazuję wam opuścić broń.
- A więc to ty jesteś
sprawcą tych zaklęć ochronnych? - Zapiał banita ubrany w srebrną kolczugę. W
dłoni dzierżył długą szpadę. - Psia mać! Dwójka moich ludzi ledwo trzyma się na
nogach! Toć to zbrodnia! Kehir, bierz ich. Starca zabij, dziewczę do
Księżycowego Domu.
Nigelus wyciągnął
dłonie przed siebie.
- Będziemy się bronić.
Oboje jesteśmy czarodziejami.
Eilen nie czekała, aż
tamci zaatakują. Sięgnęła po sól i otoczyła obóz tak szybko, że tamci nie
zdążyli do niej dobiec.
- Eilen, jest mały
problem - rzekł Nigelus. - Krąg nie powstrzyma strzał.
- Teraz mi to mówisz?!
Dwójka banitów
wykrzywiło się w grymasie uśmiechu. Wyciągnęli łuki i chwilę potem ciszę
przerwał syk cięciwy.
- Tueri! - Nigelus
działał błyskawicznie. Magiczna tarcza znów ich otoczyła. Wiedzieli, że nie
mają szans.
- Słyszałem o was, wiedźmy
- ryczał jeden z nich. - Nie możecie nam nic zrobić. Takie macie zasady...
- Które można nagiąć.
Tarcza już po chwili
nie wytrzymała pod naciskiem strzał. Pękła i rozsypała się. Byli bez szans.
- Eilen, na chwilę ich
powstrzymam a ty uciekaj! Rozumiesz to? Dostań się stolicy i znajdź sklep z
różdżkami. Wtedy idź do Szkoły Magii i powiedz, że cie przysyłam.
- Nie ma mowy, nie
zostawię cię! Oni cię zabiją! - Eilen uchyliła się przed strzałą.
- Poradzę sobię. Raz...
Dwa... Trzy... Teraz!
Polanę zasypała lawina
ognia. Temperatura podskoczyła gwałtowanie. Nigelus zataczał kręgi rękami
tworząc coś na kształt spirali. Po chwili Eilen wybiegła z kręgu przez otwór
egzystujący tylko dla niej. Wbiegła w las, słysząc świsty strzał i krzyki
najemników. Te zaklęcie było wielce potężne.
Dziewczyna biegła.
Przebijała się przez chaszcze liści. Nadal odczuwała piekielne ciepło. Biegła i
biegła. Wkrótce znalazła się w pobliżu wiosek otaczających stolicę. Pierwsze
promienie słońca przebijały się już przez drzewa, a ranne ptaki powoli zbierały
się do zagrania swego hejnału.
Eilen poczuła się
zmęczona. Napój przestawał działać. Nie spała dwie noce z rzędu. Podróżowali
przez Puszczę Defiańską, a tam zaklęcia Nigelusa, by im nie pomogły, toteż
musieli być oboje czujni.
Słaniając się na nogach
dotarła do bram miasta. Dwaj strażnicy w lśniących kolczugach wpuścili ją
dopiero wtedy, gdy oświadczyła, że jest czarodziejką, a nie biedaczką. Pokazała
im certyfikat rozpoczęcia nauk.
Ulice Halenshire'u były
zasypane ludźmi chodź słońce dopiero wychyliło się zza gór. Jedni sprzedawali
żywności, inni ubrania, a jeszcze inni prosili o denary. Eilen splotła włosy w
koka. Szukała tego przeklętego sklepu. Zrezygnowana zatrzymała nielicho
wyglądającego starca.
- Przepraszam pana, nie
chcę sprawiać kłopotów, ale czy wskaże mi pan drogę do Różdżkarza? - zapytała
najmilej jak mogła.
Mężczyzna wzdrygnął
się. Wskazał krótką uliczkę obok. Dziewczyna kiwnęła głową i udała się we celowe
miejsce. Myśli w jej głowie były naprawdę okropne. A co jeżeli Nigelus nie
żyje? Właśnie kona z myślą, że może jego uczennica zawróci, by mu pomóc?
Czuła się winna. Postanowiła,
że zaraz po odwiedzeniu Szkoły Magii wyśle wiadomość psychiczną. Nigdy tego nie
robiła, lecz podobno pierwsze zaklęcia są bezpieczne.
Dziewczyna weszła do
sklepu. Złotawy dzwonek zakołysał się oznajmiając, że przyszedł klient. Starzec
w aksamitnym fartuchu odstawił na bok soczysty befsztyk i przywitał się z
Eilen.
- Witaj moja droga. Co
cię sprowadza do mojego sklepu? – Nie czekając na odpowiedź zniknął na
zapleczu.
Eilen usiadła na
krześle pod oknem i zmierzyła izbę wzrokiem. Promienie rannego słońca
wślizgiwały się przez otwarte okno wraz ze świeżym powiewem wiatru. Duży,
drewniany kontuar piętrzył się pod ścianą. Dwie, wypalone świece stały na
stoliku zastawionym kartkami. Drzwi na zaplecze zablokowane były Linią
Przejścia – magiczną kreską z kamieni energetycznych.
Mężczyzna wyszedł z
zaplecza z iskrzącą czerwonym światłem długą różdżką. Przysiadł na taborecie
przy stole i zagaił dziewczynę:
- Siadaj, dziecko.
Zaraz wybierzesz coś dla siebie. – Wskazał krzesło przed sobą. Milen zdjęła
płaszcz i usiadła obok sprzedawcy. – Zwą mnie Andalver i jak wiesz jestem
różdżkarzem. Zanim przejdziemy do tej całej ceremonii wprowadzę cię wpierw w
teorię.
Eilen przytaknęła
głową. Do tej pory nie studiowała różdżkarstwa. Usadowiła się wygodniej.
- Różdżki biorą się z
Białej Krwi, ta zaś wypływa z Jeziora Charitibus. Ta magiczna esencja zostaje
poddawana obróbce. W mojej pracowni przez siedem dni i siedem nocy określam
kształt kamienia jaki zacznie egzystować pod koniec roboty. Wtedy to właśnie
dobieram metal, który współpracować będzie z kamieniem. Są dwa rodzaje metalów:
stały i płynny. Ten drugi może przybierać postacie jakie sobie tylko zażyczysz.
Kolejną ważną rzeczą jest zamoczenie różdżki w wodzie do czasu aż ostygnie. –
Starzec pogładził pieszczotliwie różdżkę. – Pytasz zapewne po co ja ci to
opowiadam. Dlatego by oszczędzić ci wstydu na egzaminach, moja droga. – Klasnął
w ręce. – Do roboty, zatem!
Ujął różdżkę, i
wypowiedziawszy zaklęcie tak powoli zawirowała w powietrzu, kreśląc
enigmatyczne znaki. Łagodny szept przeszedł izbą i po chwili ustał.
- Cóż. Masz zadatki na
Mistrzynię Słowa, nie ma co. Moja różdżka wskazała na opal. Jedną z tych posłusznych i potężnych.
Stała dla twojej wiadomości.
Starzec zniknął raz
kolejny na zapleczu i przyniósł różdżkę. Dziewczyna ujęła opal i wpadła w
trans.
*
Oto
nadchodzi służebnica ciemności
Ta
która oszuka światło. Należeć będzie do inności.
I
złączy się z kochankiem
Zrodzona
wraz z krwawym porankiem.
Stanie
się czarodziejką jakiej świat nie zna.
Za
prawdę powiadam Wam oto zegzystowała się Następczyni, Cesarzowa Mroku
Apokalipsa
Regnyry. Apokalipsa Bogini Seledynu
*
Opadła na drewnianą posadzkę. Opal roztrzaskał się o
kontuar.
Fajne to, muszę przyznać. Fabuła jest wciągająca i bardzo interesująca, styl przejrzysty i ciekawy, opisy bardzo fajne. Serio, dobra robota! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBardzo zaciekawiła mnie Twoja historia :) Mam nadzieję że Nigelusowi uda się przeżyć :) Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńcharkota? To chyba nie istnieje, nie lepiej: "charkocze"? Spodobało mi się, że od razu pojawili się najemnicy, lubię takie historie. Tzn. że dużo akcji :) Myślę, że trochę początkiem schrzaniłeś sprawę - trzeba było to zachować na później, nie pisać od razu. Popracuj nad budową zdań, zdaje mi się, że są za krótkie i trochę ciężko się czyta. Z ocen od 1 do 6 daję 4. Bo widzę, że masz dość duży zasób słów, nad stylistyką też dbasz, fabuła jest, tylko musisz ją jeszcze rozwinąć. Pozdrawiam, zapraszam do siebie.
OdpowiedzUsuńPS Zmniejsz nagłówek, za duży! O wieeeeele...
UsuńDziękuję za komentarze. Nagłówek zmniejszony. Charkocze... zastanowię się :P
OdpowiedzUsuń