Kolejny rozdział. Skąpa korekta. Wrzucam i jeno wam pozostaje przeczytać i SKOMENTOWAĆ. Zastawiam się nad dalszym prowadzeniem bloga. Jeszcze zobaczymy. Tymczasem zapraszam na forum literacko - pisarskie - Literka, które oferuje szeroki wachlarz opowiadań autorów tych młodych i troszkę starszych =)
-Rozdział 4-
Otworzyła oczy. Siarczysty ból
przeszywał jej skroń. Czuła, że głową jej zaraz eksploduje. Podniosła się z
wygodnego materaca i otworzyła oczy. Znajdowała się w ascetycznie urządzonej
izbie. Na drewnianej komódce stał kubek z parująca herbatą. Pod ścianami stały
meble wykonane z hebanu, a przez okno wpadało późne słońce.
- Gdzie ja jestem? – zapytała samą
siebie. Zerknęła na swoje ubranie. Ktoś ją przebrał. Ma na sobie koszulę nocną.
Podniosła się z materaca i wyszła z
izby. Na korytarzy było o wiele zimniej. Woskowe ściany zdobiły pozłacane
kandelabry. Długi, miękki kobierzec leżał na drewnianej posadzce, a rama od
schodów zdobiona była wzorkami przypominającymi smoki. Dziewczyna zeszła na
dół. Już na górze dobiegały do niej strzępki rozmowy dwóch osób: kobiety i
mężczyzny. Weszła do korytarza.
- Wiesz dobre,
że…
- And, cicho. –
Kobieta wskazała na Eilen. – Przygotuję strawę.
Andalver
spojrzał na dziewczynę
- Nie śpisz już
– wymamrotał. – Poczekaj chwilę ze mną w salonie. Moja żona – Kira zabrała się
za kolację.
Weszli do przestronnego salonu. Duża kanapa stała po
środku pokoju. Naprzeciw ćmił się marmurowy kominek. Grube polana drewna z
sykiem pękały. Przez duże, okrągłe okno wiły się promienie wieczornego słońca,
a w kątach powoli zaczynały zalegać cienie. Donica z małą palemką dawała izbie
przytulności, zaś wazon z liliami na stole sprawiał, że pokój pachniał błogo i
relaksująco.
-
Usiądźmy - And wskazał kanapę.
-
Ja... - zaczęła Eilen, lecz język uwiązł jej w gardle. - Dziękuję, że pomógł mi
pan w tych... okolicznościach.
Mężczyzna
zmieszał się odrobinę.
-
To nie moja zasługa, lecz mojej żony. Gdyby to ode mnie zależało wylądowałabyś
w szpitalu, ale Kira się uparła i... to chyba jej winnaś podziękować.
Eilen
obserwowała jak ogień w kominku buzuje. To był magiczny ogień, przedstawiający
co chwila legendy Granitewoodu - począwszy od Przypowieści o Druidzie, a na
Legendzie Czarownic, skończywszy. Po chwili płomień buchnął jak wściekły.
Krzesło powoli osunęły się na podłogę. Czuła, że ktoś musi jej to wytłumaczyć,
bo osuwa się w Seledyn.
-
Proszę pana, co się stało? - zapytała. Czuła jak palce jej drżą.
-
Nie wiem. I nie mnie jest to wiedzieć. To powinnaś znać siebie. Radzę ci coś -
musisz poznać siebie. Bo inaczej... Obawiam się, że staniesz się Feniksem. Masz
w sobie moc, której nie znam. Nie pozwól, by ukształtowała się jako twoja druga
podświadomość... Nie pozwól...
-
KONIEC TEGO! - Kira postawiła tacę z herbatą. Chwilę potem służąca obwieściła,
że stygnie jadło, toteż Eilen wraz z gospodarzami udała się do jadalni.
*
Eilen postanowiła, że spędzi jeszcze
kilka dni w domu Różdżkarza. Naprawdę polubiła tą dwójkę miłych i wyrozumiałych
ludzi. Jej pobyt miał się już ku końcu, gdy Kirę i Anda odwiedziła córka z
wnuczętami - pulchnymi bliźniętami, którzy kochali psocić. Kira i Eilen wybrały
się na spacer z gośćmi.
Żar lał się z nieba. Wiatr jak
zaklęty nie raczył zaszczycić obecnością stolicy. Uliczki, jak zawsze tłoczne,
zapełnione były po mury handlarzami. Niemalże wszystkie domy w Głównej
Przekątnej pokryły się srebrem - na cześć Królowej Sardinu, która przybyła w
odwiedziny do swojego przyjaciela - Króla Henryka IV.
Udali się do parku. Chodź tam było
chłodniej. Wielkie, rozłożyste drzewa ograniczały światło. Jabłonie rosnące w
pobliżu stawku, uginały się od ciężaru szkarłatnych owoców. Było przyjemnie.
Eilen siedziała na trawce. Miętosiła
zgiełk, obserwując kąpiące się dzieci. Zabawa była przednia. Threvor i Angeline
urządzili zawody pływackie i dziewczynka już po chwili protestowała, iż to ona
powinna wygrać, bowiem jej brat oszukiwał.
Nagle - całkiem nie spodziewanie.
Zza pachnącej sosny wyszedł mężczyzna. Rozbiegł się, a następnie zaszarżował na
dziecko z nożem. Złapał bliźniaka za szyję, i cofnąwszy się nieco, uważnie obserwował
pozostałych. Kira wpadła w panikę. Zaczęła lamentować ile tlenu wokół, lecz
Eilen była całkowicie opanowana.
-
Radzę ci puścić dzieciaka – powiedziała zupełnie spokojnie, jakby zaistniała
sytuacja nie była niczym interesującym. A w istocie była. Tu chodziło o życie.
Życie, które było młode i cenniejsze od samych denarów. – Jestem czarodziejką.
– Uniosła ręce.
Mężczyzna
skinął głową. Po chwili wyszczerzył żółte zęby.
-
Czarodziej Zangrim von Jeelesbeck – rzekł i ukłonił się nisko, zmuszając
dziecko do tego samego. – Chcę wolności. Ja mam dość kicia i tych
obszczymurków.
-
Zapewniam cię, że nie znalazłbyś się tam, gdybyś był niewinny. – Eilen robiła
krok, lecz poczuła silną, niemalże odurzającą, barierę ochronną.
Mag
zarechotał jak szalony.
-
Sama tego chciała. Dawała wszystkim, a mnie nie? Dostała parę razy w rondel i
tyle.
-
Chyba coś ponadto jeśli uciekłeś z więzienia. – Przełamała barierę. Był
bezbronny, lecz…
Prawnie
nie mogła użyć magii. Ale on JEST zdolny zabić. Ten błysk szaleństwa w jego
oczach…
Błyskawica
wypełzła z otwartej dłoni dziewczyny i dotknąwszy ciała maga zasyczała
wściekle, niby Oliwia na ogniu. Puścił dziecko – zaklęcie je ominęło. Zwalił
się nóg. „Upieczony kurczak” – tak o nim
gadano jeszcze tego samego wieczora w jednej z karczm.
Threvor
krwawił. Czarodziej zdążył przeciąć mu tętnicę. Nie było szans, by przeżył.
Czerwona ciecz tryskał z otwartej rany.
-
Eilen, zrób coś. Błagam! – zaryczała Kira, tuląc dziecko.
- Oto nadchodzi służebnica ciemności. Ta która
oszuka światło. Należeć będzie do inności. I złączy się z kochankiem.
Zrodzona wraz z krwawym porankiem.
Stanie się czarodziejką jakiej świat nie zna. Za prawdę powiadam Wam oto
zegzystowała się Następczyni, Cesarzowa Mroku. Apokalipsa Regnyry. Apokalipsa
Bogini Seledynu –
szeptała. Czuła jak osuwa się coraz niżej. I nagle świat zwolnił.
Słońce przygasło
pod powłoką ciemnej materii. Kobiety czuły, że coś wisi w powietrzu. Nie myliły
się. Energia szkarłatu jęła kołować je coraz szybciej, aż w rezultacie zetknęła
się z dzieckiem. Lodowaty wiatr przeszył na wylot park. Woda ze stawu
zalewitowała w górze i chlusnęła wprost na ranę. Ta zasyczała. Uniosła się para
i rana znikła.
Ciekawie...;)
OdpowiedzUsuńZapraszam cię do mnie. Również piszę powieść fantasy... lewitujaca.blogspot.com
To jest świetne! piszesz bardzo ciekawie dlatego nominowałam cię do Liebster Award szczegóły znajdziesz na mojej stronie szareoczypantery.blogspot.com
OdpowiedzUsuń