niedziela, 26 sierpnia 2012

Kroniki Czarodziejów - Rozdział 4


Kolejny rozdział. Skąpa korekta. Wrzucam i jeno wam pozostaje przeczytać i SKOMENTOWAĆ. Zastawiam się nad dalszym prowadzeniem bloga. Jeszcze zobaczymy. Tymczasem zapraszam na forum literacko - pisarskie - Literka, które oferuje szeroki wachlarz opowiadań autorów tych młodych i troszkę starszych =) 



-Rozdział 4-


            Otworzyła oczy. Siarczysty ból przeszywał jej skroń. Czuła, że głową jej zaraz eksploduje. Podniosła się z wygodnego materaca i otworzyła oczy. Znajdowała się w ascetycznie urządzonej izbie. Na drewnianej komódce stał kubek z parująca herbatą. Pod ścianami stały meble wykonane z hebanu, a przez okno wpadało późne słońce.
            - Gdzie ja jestem? – zapytała samą siebie. Zerknęła na swoje ubranie. Ktoś ją przebrał. Ma na sobie koszulę nocną.
            Podniosła się z materaca i wyszła z izby. Na korytarzy było o wiele zimniej. Woskowe ściany zdobiły pozłacane kandelabry. Długi, miękki kobierzec leżał na drewnianej posadzce, a rama od schodów zdobiona była wzorkami przypominającymi smoki. Dziewczyna zeszła na dół. Już na górze dobiegały do niej strzępki rozmowy dwóch osób: kobiety i mężczyzny. Weszła do korytarza.
- Wiesz dobre, że…
- And, cicho. – Kobieta wskazała na Eilen. – Przygotuję strawę.
Andalver spojrzał na dziewczynę
- Nie śpisz już – wymamrotał. – Poczekaj chwilę ze mną w salonie. Moja żona – Kira zabrała się za kolację.
Weszli  do przestronnego salonu. Duża kanapa stała po środku pokoju. Naprzeciw ćmił się marmurowy kominek. Grube polana drewna z sykiem pękały. Przez duże, okrągłe okno wiły się promienie wieczornego słońca, a w kątach powoli zaczynały zalegać cienie. Donica z małą palemką dawała izbie przytulności, zaś wazon z liliami na stole sprawiał, że pokój pachniał błogo i relaksująco.
- Usiądźmy - And wskazał kanapę.
- Ja... - zaczęła Eilen, lecz język uwiązł jej w gardle. - Dziękuję, że pomógł mi pan w tych... okolicznościach.
Mężczyzna zmieszał się odrobinę.
- To nie moja zasługa, lecz mojej żony. Gdyby to ode mnie zależało wylądowałabyś w szpitalu, ale Kira się uparła i... to chyba jej winnaś podziękować.
Eilen obserwowała jak ogień w kominku buzuje. To był magiczny ogień, przedstawiający co chwila legendy Granitewoodu - począwszy od Przypowieści o Druidzie, a na Legendzie Czarownic, skończywszy. Po chwili płomień buchnął jak wściekły. Krzesło powoli osunęły się na podłogę. Czuła, że ktoś musi jej to wytłumaczyć, bo osuwa się w Seledyn.
- Proszę pana, co się stało? - zapytała. Czuła jak palce jej drżą.
- Nie wiem. I nie mnie jest to wiedzieć. To powinnaś znać siebie. Radzę ci coś - musisz poznać siebie. Bo inaczej... Obawiam się, że staniesz się Feniksem. Masz w sobie moc, której nie znam. Nie pozwól, by ukształtowała się jako twoja druga podświadomość... Nie pozwól...
- KONIEC TEGO! - Kira postawiła tacę z herbatą. Chwilę potem służąca obwieściła, że stygnie jadło, toteż Eilen wraz z gospodarzami udała się do jadalni.
*
            Eilen postanowiła, że spędzi jeszcze kilka dni w domu Różdżkarza. Naprawdę polubiła tą dwójkę miłych i wyrozumiałych ludzi. Jej pobyt miał się już ku końcu, gdy Kirę i Anda odwiedziła córka z wnuczętami - pulchnymi bliźniętami, którzy kochali psocić. Kira i Eilen wybrały się na spacer z gośćmi.
            Żar lał się z nieba. Wiatr jak zaklęty nie raczył zaszczycić obecnością stolicy. Uliczki, jak zawsze tłoczne, zapełnione były po mury handlarzami. Niemalże wszystkie domy w Głównej Przekątnej pokryły się srebrem - na cześć Królowej Sardinu, która przybyła w odwiedziny do swojego przyjaciela - Króla Henryka IV.
            Udali się do parku. Chodź tam było chłodniej. Wielkie, rozłożyste drzewa ograniczały światło. Jabłonie rosnące w pobliżu stawku, uginały się od ciężaru szkarłatnych owoców. Było przyjemnie.
            Eilen siedziała na trawce. Miętosiła zgiełk, obserwując kąpiące się dzieci. Zabawa była przednia. Threvor i Angeline urządzili zawody pływackie i dziewczynka już po chwili protestowała, iż to ona powinna wygrać, bowiem jej brat oszukiwał.
            Nagle - całkiem nie spodziewanie. Zza pachnącej sosny wyszedł mężczyzna. Rozbiegł się, a następnie zaszarżował na dziecko z nożem. Złapał bliźniaka za szyję, i cofnąwszy się nieco, uważnie obserwował pozostałych. Kira wpadła w panikę. Zaczęła lamentować ile tlenu wokół, lecz Eilen była całkowicie opanowana.
- Radzę ci puścić dzieciaka – powiedziała zupełnie spokojnie, jakby zaistniała sytuacja nie była niczym interesującym. A w istocie była. Tu chodziło o życie. Życie, które było młode i cenniejsze od samych denarów. – Jestem czarodziejką. – Uniosła ręce.
Mężczyzna skinął głową. Po chwili wyszczerzył żółte zęby.
- Czarodziej Zangrim von Jeelesbeck – rzekł i ukłonił się nisko, zmuszając dziecko do tego samego. – Chcę wolności. Ja mam dość kicia i tych obszczymurków.
- Zapewniam cię, że nie znalazłbyś się tam, gdybyś był niewinny. – Eilen robiła krok, lecz poczuła silną, niemalże odurzającą, barierę ochronną.
Mag zarechotał jak szalony.
- Sama tego chciała. Dawała wszystkim, a mnie nie? Dostała parę razy w rondel i tyle.
- Chyba coś ponadto jeśli uciekłeś z więzienia. – Przełamała barierę. Był bezbronny, lecz…
Prawnie nie mogła użyć magii. Ale on JEST zdolny zabić. Ten błysk szaleństwa w jego oczach…
Błyskawica wypełzła z otwartej dłoni dziewczyny i dotknąwszy ciała maga zasyczała wściekle, niby Oliwia na ogniu. Puścił dziecko – zaklęcie je ominęło. Zwalił się  nóg. „Upieczony kurczak” – tak o nim gadano jeszcze tego samego wieczora w jednej z karczm.
Threvor krwawił. Czarodziej zdążył przeciąć mu tętnicę. Nie było szans, by przeżył. Czerwona ciecz tryskał z otwartej rany.
- Eilen, zrób coś. Błagam! – zaryczała Kira, tuląc dziecko.

- Oto nadchodzi służebnica ciemności. Ta która oszuka światło. Należeć będzie do inności. I złączy się z kochankiem. Zrodzona  wraz z krwawym porankiem. Stanie się czarodziejką jakiej świat nie zna. Za prawdę powiadam Wam oto zegzystowała się Następczyni, Cesarzowa Mroku. Apokalipsa Regnyry. Apokalipsa Bogini Seledynu – szeptała. Czuła jak osuwa się coraz niżej. I nagle świat zwolnił.
Słońce przygasło pod powłoką ciemnej materii. Kobiety czuły, że coś wisi w powietrzu. Nie myliły się. Energia szkarłatu jęła kołować je coraz szybciej, aż w rezultacie zetknęła się z dzieckiem. Lodowaty wiatr przeszył na wylot park. Woda ze stawu zalewitowała w górze i chlusnęła wprost na ranę. Ta zasyczała. Uniosła się para i rana znikła.  

2 komentarze:

  1. Ciekawie...;)
    Zapraszam cię do mnie. Również piszę powieść fantasy... lewitujaca.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest świetne! piszesz bardzo ciekawie dlatego nominowałam cię do Liebster Award szczegóły znajdziesz na mojej stronie szareoczypantery.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń